Randka w górach
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, które randki uważam za najbardziej interesujące, najważniejsze i najwięcej wnoszące do znajomości, to najprawdopodobniej wskazałabym te, podczas których dowiedziałam się czegoś nowego o moim partnerze. Mówiąc dowiedziałam się nie mam na myśli tego, co ten czy inny facet powiedział o sobie podczas randki. Myślę raczej o tym jak się zachował w sytuacji, która go zaskoczyła.
Oczywiście wolę randki, które przebiegają zgodnie z planem. Są bezpieczne i przewidywalne. Z drugiej strony, gdy los płata jakiegoś figla, o facecie, z którym się spotykam dowiaduję się o wiele więcej niż podczas kilku innych spotkań.
Właśnie przypomniała mi się randka w górach, na którą umówiłam się z Rafałem. Rafała poznałam na imprezie u znajomych. Po kilku spotkaniach postanowiliśmy pojechać w góry na weekend. Wybraliśmy mały pensjonat w pobliżu Zakopanego.
Miejsce urocze i przytulne. Na zdjęciach dom obrośnięty dzikim winem, ładne wnętrza… Nie luksusowo, bo nie o to nam chodziło. Była jesień. Słońce świeciło, pogoda wymarzona na taką wycieczkę.
Do pensjonatu trafiliśmy późnym popołudniem. Rozpakowaliśmy się zwiedziliśmy okolicę, zjedliśmy kolację i udaliśmy się do swojego pokoju. Zmęczeni drogą i długim spacerem, zasnęliśmy dość szybko.
W nocy obudził mnie dziwny dźwięk. Najwyraźniej coś chrobotało, drapało lub skrobało. Próbowałam to zignorować, ale myśl o tym, co to może być nie dawała mi spokoju. Obudziłam Rafała, a on bez zastanowienia wstał i zapalił światło. To, co zobaczyliśmy zszokowało nas kompletnie.
Na środku pokoju stał stół przykryty obrusem. Na stole pozostawiliśmy talerz z ciastem. Do tego talerza wspinała się po obrusie gromadka myszy! Zamarłam z ręką przyciśniętą do ust, by nie zacząć wrzeszczeć. W tej samej chwili zdałam sobie sprawę z faktu, że nie zamknęliśmy okna. W następnej chwili oświeciło mnie, że dzikie wino, które tak nam się spodobało, jest prawdopodobnie siedliskiem gryzoni.
Spojrzałam na Rafała. Widziałam, że też jest w szoku. Stał chwilę bez ruchu, po czym otworzył okno na oścież, zdjął talerz ze stołu, zwinął obrus razem z myszami, wytrzepał za oknem i jakby nigdy nic położył z powrotem na stole. Nie zapomniał też o dokładnym domknięciu okna. Ciasto z talerza wyrzucił do kosza. Przyszedł do mnie i stwierdził po prostu, że możemy spać dalej, bo już chyba nic tu nie przyjdzie…
I tak oto dowiedziałam się, że Rafał jest praktycznym, zdecydowanym i opanowanym facetem. Ale randek z myszami nie życzę nikomu!
Zobacz również:
Ulotny czar wakacyjnych randek
Koleją do szczęścia