Randka nieporozumienie
Pewnego razu w mojej poczcie pojawiła się wiadomość: Ciekawy profil, fajnie napisany.
Odpisałem, podałem nieco więcej informacji o sobie. Dosyć szybko przeszliśmy na korespondencję mailową. Po nie długim czasie uznaliśmy, że spotkanie, spojrzenie sobie w oczy jest dobrym pomysłem.
Wybrałem całkiem ciekawą knajpkę. Dodatkowym jej atutem jest wspaniała kawa, niezły wybór win i pyszne desery.
Podjechaliśmy swoimi samochodami na miejsce praktycznie jednocześnie i przyznam szczerze, że pierwsze wrażenie było nawet pozytywne. Prawdą jest, że nigdy nie oceniałem książki po okładce, więc i w tym przypadku dałem sobie czas na jakieś konkretne podsumowania. Kawa jak zwykle pyszna, konwersacja niczego sobie. Jak zazwyczaj bywa, to mówiłem raczej ja. Tak już mam, ale Pani też nie była z gatunku milczków.
Po jakiejś godzince wiemy oboje, że wspólne spędzanie wolnego czasu będzie całkiem miłe. Po kolejnej pół godzince Pani jakimś takim troszkę nieśmiałym głosem mówi tak: Marku, chętnie się z Tobą będę spotykać, ale mam jeden warunek. Za każde nasze spotkanie zakończone później sexem oczekiwałabym od Ciebie gratyfikacji w kwocie nie mniejszej niż 500 zł.
Przyznam szczerze - zaniemówiłem na chwilę.
W tempie expresu przeleciały mi wszystkie nasze maile. Nie było tam jakiejśkolwiek dyskusji w temacie wsparcia, czy sponsoringu. Pani też jakby stała się mniej atrakcyjna. Przeciętnej urody i kilka kilo za wiele. Baa! Gdybym się umówił z dwudziestolatką z nogami do nieba, ustami jak marzenie, itd., to pewnie nie zdziwiłaby mnie taka propozycja. Myślę, że byłbym zdziwiony, gdyby takowa nie padła. Tu było raczej normalnie. Pani w moim wieku, doprecyzuję - 2 lata młodsza. Nie była to może kobieta moich marzeń. To była normalna kobieta, ani przecudnej urody, figury. Z drugiej strony jak się to mówi "nie straszyła". Patrząc na to jeszcze inaczej, to ja też jestem w miarę normalnym facetem i goląc się przed lustrem nie widzę tam jakiegoś super ciacha, ale nie targają mną jakieś negatywne emocje jak patrzę w to lustro.
Po jakiejś chwili przyszła mi do głowy szatańska odpowiedź.
Mówię dobrze, nie widzę problemu, mam tylko jedno pytanie. Co jeśli po spotkaniu Ty nabierzesz ochoty na jakieś igraszki? Czy wtedy ja mogę liczyć na jakąś gratyfikację z Twojej strony. Tak myślę, że może nie mniej niż 1000 zł.
No i w tym momencie cały czar i urok spotkania ulotnił się jak przysłowiowy eter z probówki. Pani zaczęło się nagle spieszyć, przypomniała sobie, ze musi coś załatwić i wyleciało jej to z głowy. Myślę sobie, że gdybym zechciał dalej podtrzymywać nasza konwersację, to Pani pewnie przypomniałaby sobie, że zostawiła zupę na gazie lub załączone żelazko.
Taka to była moja specyficzna randka.
Zobacz również:
Wycieczka z przebojami
Randka, która zapadnie w mej pamięci na bardzo, bardzo długo
Ciekawość bywa zasadzką