Randka z głową

Mój wzrost już nie raz przysporzył mi kłopotów. Mam prawie dwa metry, co bywa czasem uciążliwe. No więc przechadzaliśmy się po jakimś zadaszonym podwórku. Widziałem nad sobą niewielki dach, ale nie zauważyłem podtrzymującej go belki. Grzmotnąłem tak mocno, że z czoła polała się krew. Z chusteczką przy łbie śmiałem się i irytowałem zepsutą randką.
Skończyło się na dużej śliwie z brzydkim strupem. Dziewczyna była wyraźnie ubawiona, choć z początku przestraszyła się, bo walnąłem naprawdę mocno. No cóż, na randce też trzeba mieć głowę i otwarte oczy, żeby łepetyny nie uszkodzić!
Fabian z Lublina
Zobacz również:
Randka z kolizją
Złamana randka