Randka z biznesmenem
Mam na imię Kaśka. Kiedy myślę o moich randkach, najczęściej przypomina mi się ta z biznesmenem.
A zaczęło się tak: Marka poznałam korzystając z jednego z portali randkowych. Podobał mi się na zdjęciu i pisał też niegłupio. Randka miała być zwyczajna, ot spotkanie w knajpce.
Umówiliśmy się na piątkowy wieczór. Marek przybył na czas, elegancko ubrany, na powitanie pocałował mnie w rękę, no w ogóle był szarmancki i robił świetne wrażenie.
Usiedliśmy, zamówiliśmy jedzenie i zadzwoniła jego komórka. Marek przeprosił i odebrał. Nie przeprosił rozmówcy, ale przeprosił mnie i konwersował jakieś trzy minuty. Nie irytowałam się, bo w końcu różne rzeczy się zdarzają. Po skończonej rozmowie, nie schował telefonu i nie wyłączył go. Zastanowiło mnie to, ale nadal siedziałam cicho. No przecież nie będę zołzą.
Nie minęło pięć minut, jak komórka Marka znowu zagrała. Ku mojemu zdziwieniu, powtórzyło się to samo. Facet przeprosił mnie, odebrał telefon i znów rozmawiał kilka minut. Dla mnie to była wieczność. Gdy skończył, wrócił do randki ze mną.
Po kilku minutach… domyślacie się co się stało. Zacisnęłam zęby, odczekałam aż Marek załatwi swoje sprawy, po czym przeprosiłam i wyszłam.
Zanim to zrobiłam, wyjaśniłam mu, że nie przyszłam tu słuchać cudzych rozmów i że na randce robi się co innego. Próbował tłumaczyć, ale mnie nie interesowało już nic oprócz tego, że czułam się zlekceważona i potraktowana jak dodatek do biznesowych spraw.
Nawiasem mówiąc, współczułam Markowi, że nawet w piątkowy wieczór nie może przestać być biznesmenem. Randek z ludźmi interesu nie polecam, chyba, że zostawią swoje komórki w domu!
Zobacz również:
Czy randka ze skąpcem może się udać?
Do czego zdolna jest kobieta na randce?