R jak Randka!
Z randek, które pamiętam mógłby powstać serial pod tytułem „R jak Randka”. Było ich sporo i z każdej powstałby fajny odcinek.
Pamiętam na przykład randkę, na której chcąc powąchać zapach unoszący się ze świecy z aromatem kawy, podpaliłam sobie włosy. Mój ówczesny partner zachował zimną krew i ugasił ogień.
Nie zapomnę też randki, na której mój chłopak poślizgnął się i skręcił nogę. Przez jakiś czas udawał, że nic mu nie jest, ale jego mina zdradzała, że boli go niemiłosiernie. Randka skończyła się na pogotowiu.
W kolejnym odcinku mojego randkowania umówiłam się z kimś poznanym w sieci. Nie wiem jak to się stało, ale umówiliśmy się tak, że każde czekało w innym miejscu. Czas mijał i żadne z nas nie chciało dzwonić do drugiego i pytać co się stało. W końcu facet zrezygnował z głupiego honoru i skontaktował się ze mną…
I jeszcze randka z Olkiem, która skończyła się wielką draką, bo on wymyślił sobie, że pojedziemy nad morze. Nie spytał mnie o zdanie, tylko zamówił pobyt. To miała być niespodzianka, tylko że ja nie lubię, gdy ktoś decyduje za mnie. On nie mógł tego pojąć i pokłóciliśmy się strasznie. Pogodziliśmy się, ale to już nie było to…
Scenariusz i reżyseria Dorota z Gliwic i jej partnerzy.
Zobacz również:
Randka roztargnionych
Moje i nie moje gafy na randkach