Randka z pszczółką
Zbieram się i zbieram żeby napisać tu coś o swoich randkach. Długo zastanawiałem się, o której Wam opowiedzieć, bo – nie chwaląc się – mam ich za sobą sporo. A tak w ogóle jestem Jarek.
No, randkować lubię, ale strasznie nie lubię jak na randce przytrafia się coś głupiego. A pech człowieka prześladuje: chce dobrze, stara się, a wychodzi… To może opiszę tu randkę z pszczółką.
Na randkę umówiłem się z Kaśką. Była to któraś z kolei randka z tą dziewczyną. Było lato, więc wybraliśmy stolik na powietrzu. Przyszła kelnerka, zamówiliśmy desery i gadaliśmy.
Jestem łasuchem, ale Kaśka była zgrabna i szczupła, więc postanowiłem zaimponować jej i zamówiłem sałatkę owocową. Gdy stanęła przede mną, kontynuowałem rozmowę, konsumując jednocześnie.
Pamiętam, że truskawki, którymi była udekorowana sałatka miały listki. Nie zwróciłem więc uwagi na to, że w moich ustach pojawiło się coś innego niż owoc. Po sekundzie, poczułem potworny ból. Po kolejnej, uświadomiłem sobie, że coś ukłuło mnie w język. Przestraszyłem się nie na żarty. Po pierwsze tego, że za chwilę się uduszę. Po drugie tego, że będzie cyrk i randka skończy się głupio.
Czekałem i nic się nie działo. Język bolał, ale nie robił się coraz większy. Nie dałem po sobie poznać, że cokolwiek się wydarzyło.
Kaśka zajęta swoją galaretką niczego nie zauważyła.
Całe szczęście, mogłem normalnie mówić. Spociłem się jak mysz, bojąc się śmieszności. Język bolał mnie jeszcze przez kilka godzin.
Nie pamiętałem nic, z tego o czym rozmawialiśmy. Ja oczywiście głównie potakiwałem. Jednym słowem robiłem dobrą minę do złej gry.
Skończyło się na strachu, ale do dziś pamiętam randkę z pszczółką! Też nie miała mnie kiedy użądlić, tylko akurat wtedy! Setki razy jadałem słodkie rzeczy na powietrzu i nic! Taki pech, a może szczęście, bo mogło skończyć się znacznie gorzej!
Od randki z pszczółką, łasuchując na powietrzu, uważnie spoglądam na łyżeczkę, zanim włożę ją do ust i wam radzę to samo!
Zobacz również:
Miłosna niespodzianka
Ciekawa znajomość w pociągu