Najkrótsza randka świata
Nazywam się Leszek i muszę przyznać, że mam pewne doświadczenie w poznawaniu kobiet w portalach randkowych, spotykaniu się i nawiązywaniu głębszych znajomości. Moje doświadczenia w tym względzie zaliczam do pozytywnych, choć jak do tej pory żadna ze znajomości nie przerodziła się w stały związek. No cóż, widocznie wszystko przede mną…
Jeden tylko raz zawiodłem się porządnie i moje spotkanie z dziewczyną było najkrótszą randką świata. Nie pamiętam nawet jak miała na imię owa dziewczyna, dość że do dziś wspominam randkę, która nawet się nie zaczęła…
A było tak. Ze zdjęć w necie spoglądała na mnie świeża, młoda, naturalna, prawie nie pomalowana twarz, z prostymi, ciemnymi włosami i takiej właśnie spodziewałem się w realu. Jako, że jesteśmy z Torunia, umówiliśmy się w najpiękniejszej części naszego miasta, jaką jest starówka. Tradycyjnym miejscem spotkań w naszym mieście jest krzywa wieża, charakterystyczna tak, że trudno się pomylić i nie znaleźć.
Idę więc pod tę wieżę na umówioną godzinę Pod budowlą spaceruje kobitka z czerwoną torebką pod pachą. To był znak rozpoznawczy, który zaproponowała. I to było jedyne, co się zgadzało. Kobitka miała na głowie szopę, była opalona jak nie wiem co i miała bardzo wyzywający makijaż.
Miałem już zwiewać, ale zauważyła mnie i zaczęła podążać w moim kierunku. Wyciągnęła rękę, przywitała się, a ja jej na to, że się nie znamy i że chyba pomyliła mnie z kimś. Nie czekając na nic, odwróciłem się na pięcie i zwiałem.
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że zachowałem się idiotycznie. Dziewczyna widziała mnie na zdjęciu, a w przeciwieństwie do niej, wyglądałem na nim tak samo jak w realu! Cóż, stało się. Nie jestem specjalistą, ale jeśli miałbym wyciągnąć wniosek z tego wydarzenia i poradzić coś randkującym w sieci, to powiedziałbym jedno: zamieszczajcie w necie aktualne fotki!!!
Zobacz również:
Randka z Kingiem
Randka nieporozumienie