Ciekawość bywa zasadzką
Napisał do mnie Pan, wdowiec podobnie jak ja.
Szybko się spotkaliśmy w realu bo byłam bardzo CIEKAWA jak żyje, jak mieszka i szybko zaczęłam bywać w jego mieszkaniu.
Był kilka miesięcy po stracie Żony. Nie umiał niczego: ani gotować (pisałam przepisy na komputerze oczywiście typu: rosół, mielone, ryż... itp.), ani prać (nauczyłam, pokazałam jak prać, segregować i prasować), uczyłam robić zakupy, gospodarować pieniędzmi... byłam "żoną", kochanką, gospodynią, powierniczką...
Wysprzątałam mieszkanie (WC nie było myte od śmierci Żony), nauczyłam wszystkiego, dokończyłam kamizelkę na drutach, uszyłam wszystko co było pozaczynane. Porobiłam wszędzie porządki. Randka trwała ponad 6 miesięcy, codziennie było spotkanie...
Jak w życiu, nawet pieniądze pożyczałam: a to na leki, a to na naprawę samochodu.
Moja ciekawość była okupiona wieloma wyrzeczeniami, utratą pieniędzy... i jego miłe słowa powodowały, że miałam różowe okulary. Był miły, delikatny, czuły. To uśpiło moją czujność. Jednak przy kolejnej próbie pożyczki sporej kwoty, bez oddanej poprzedniej kwoty, Pan "obraził się" i usłyszałam słowa, że "masz, a nie chcesz pożyczyć".
Byliśmy na lodach, za które ja zapłaciłam, bo nie miał drobnych... To chyba otworzyło mi oczy i "zaspokoiło" moją ciekawość. Podziękowałam za RANDKĘ, za mile spędzony czas i powiedziałam słowa żegnaj... Nigdy więcej...
Nikomu nie życzę takiej randki. Pozdrawiam ew.
Zobacz również:
Rozczarowanie
Randka ze skąpcem
Chyba gorzej nie mogłam trafić...