Randka w pięknych bucikach
Hej, jestem Sylwia. Historie randkowe bardzo mnie wciągają. Czytam i czytam i pomyślałam sobie, że może warto też coś napisać.
Fascynujących randek jakoś u mnie brak, przeważają zwyczajne. Ale zdarzyła mi się jedna, którą pamiętam do tej pory.
Umówiłam się z chłopakiem z mojej klasy. To znaczy on umówił się ze mną, a ja piałam ze szczęścia, bo Marcin był obiektem westchnień nie tylko moich.
Jak szalona rzuciłam się na sklepy, żeby kupić jakiś nowy ciuch. Na randce chciałam czuć się i prezentować odlotowo. Do nowej kiecki dokupiłam torebkę i buty. Wszystko było śliczne, dopasowane i w ogóle bajeczne.
No więc wystroiłam się w te nowości i pognałam na randkę. Już w drodze do parku, w którym mieliśmy się spotkać poczułam lekkie pieczenie pięt. Zignorowałam to oczywiście, w końcu szłam na wymarzoną randkę, więc co tam pięty, kto by się przejmował.
Pogoda była cudna, chłopak odstrojony jak się patrzy, a moje pięty piekły coraz bardziej. Nie dając po sobie znać, przysiadałam co chwilę na jakiejś ławce. Z trudem dowlokłam się do knajpki, gdzie wypiliśmy kawę i zjedliśmy pyszne lody. Potem już się nie dało. Powiedziałam Marcinowi o wszystkim i zrzuciłam buty z nóg.
Z randki wracałam na boso, trzymając w garści piękne buciki, które starły mi pięty aż do kości. Bałam się, że Marcin będzie się śmiał, ale on uśmiechnął się tylko i powiedział, że od początku widział, że coś jest nie tak, ale z kolei bał się spytać…
Gdzie jak gdzie, ale na randki w nowych butach się nie chodzi!
Sylwia z Warszawy