Randka ze śpiochem
Umówiłam się na portalu randkowym z muzykiem. Jestem zwolenniczką spotkań oko w oko - jeśli ma się doświadczenie i znajomość ludzi, można szybko wyczytać intencje człowieka i wyczuć prawdziwe zainteresowanie. Nie daje tego według mnie mailowanie i czatowanie w Internecie.
Poszliśmy do pizzerii. Rozmawiało nam się bardzo ciekawie, czas upłynął bardzo szybko.
Zaprosiłam Jerzego do domu na niedzielny obiad. Postarałam się, a że lubię gotować, było smacznie, brał nawet dokładkę. Wyszłam do kuchni przygotować deser i kawę, a kiedy wróciłam do pokoju, on leżał na kanapie i spał bardzo smacznie.
Dzień był upalny, sama lubię ucinać sobie drzemki, więc pomyślałam, że dam mu pospać, choć trochę śmiałam się w duchu, co za marny randkowicz z niego, taka wtopa na pierwszej wizycie - przychodzi pierwszy raz do kobiety i zasypia.
Zjadłam przy stole deser, wypiłam kawę - coraz bardziej jednak zdenerwowana. Nie tym jednak, że zasnął, ale odgłosami, które wydawał. Takiego chrapania w życiu nie słyszałam! A chrapał mocno mój ojciec i takie dźwięki nie były mi obce.
Nie słyszałam własnych myśli, czułam się jak w tartaku - piłowanie, bulgotanie, charkot wzbudziły moje przerażenie.
Miałabym spędzać z nim noce? Przewracać się z boku na bok, usiłując zasnąć? Przecież zdarza się, że przyczyną rozwodów jest właśnie chrapanie współmałżonka.
Po ponad godzinie obudziłam go, podsunęłam kawę. Tłumaczył się zawstydzony, że przyjechał do mnie po plenerowym koncercie w pełnym słońcu. Przesiadł się dla wygody na kanapę i nie wie, jak znalazł się w pozycji leżącej. Przyjęłam do wiadomości, poszliśmy jeszcze na spacer.
Nie kontynuowałam tej znajomości, ze względu na to koszmarne chrapanie.
Może to głupie z mojej strony, a przyczyna fiaska tej znajomości jest błaha, ale musielibyście wysłuchać tych odgłosów.
Zobacz również:
Nigdy więcej...
Randka, która zapadnie w mej pamięci na bardzo, bardzo długo