Randka roztargnionych
Byłam jeszcze młoda i piękna, pamiętam, że chodziłam wtedy do liceum... :) W każdym razie umówiłam się z chłopakiem w centrum Chorzowa.
Knajpka, którą wybrał położona była w bliskim sąsiedztwie torów tramwajowych. Zasiedliśmy do stolika, zamówiliśmy kawę i coś jeszcze, gdy do naszych uszu dotarł natarczywy dzwonek tramwaju. Nie zwracaliśmy na to uwagi, gdyż w tym miejscu ruch był duży i niecierpliwi motorniczy często podzwaniali na roztargnionych kierowców.
Dzwonek jednak dzwonił i dzwonił, aż ludzie siedzący w knajpce zaczęli interesować się co się dzieje. Ktoś wyszedł na zewnątrz, po czym wszedł do knajpki i oznajmił, że jakiś idiota zatarasował tory granatowym fiatem Punto.
Spojrzeliśmy na siebie i struchleliśmy, bo takim autem podjechaliśmy pod knajpkę.
Wybiegliśmy z lokalu i zobaczyliśmy lawetę i jakichś ludzi ładujących na nią autko mojego chłopaka. Jakimś cudem udało nam się uprosić ich, by zostawili je w spokoju.
Auto nie stało na torach, ale na tyle blisko, że prowadzący tramwaj bał się przejechać, żeby nie otrzeć.
Do knajpki już nie wróciliśmy, wsiedliśmy do auta i Maciek odwiózł mnie do domu, przepraszając po drodze za swoje roztargnienie. Nie miałam pretensji, bo sama nie zauważyłam, że zostawiamy wehikuł za blisko torów. Najwyraźniej roztargnienie dopadło nas obojga.
Iga ze Śląska
Zobacz również:
Zaczęło się od róży...
Moje i nie moje gafy na randkach