Moja randka po latach
Bardzo długo byłam w małżeństwie, które tak naprawdę nie było małżeństwem. Ono było... koszmarem. Dość powiedzieć, że Krzysiek (imię zmienione) dużo pił. Bardzo długo taiłam to przed rodziną, ale wiecie, jak to jest. Wszyscy wiedzieli, ale udawali, że nie wiedzą. Tak mijały lata, a ja coraz bardziej żałowałam, że w młodości odrzuciłam Piotrka.
Byłam wtedy młoda, a on bardzo chciał się zaangażować. Kochałam go, pasowaliśmy do siebie, mieliśmy wspólne zainteresowania, ale nie byłam wtedy gotowa na ślub. On bardzo to przeżył i wyjechał z naszej miejscowości. A ja? Ja zrozumiałam swój błąd, gdy było już za późno i przyjęłam pierwszą propozycję, która się trafiła.
Krzysiek chyba to czuł, bo było coraz gorzej, aż już nic się nie dało ukryć. Rodzina namówiła mnie, żebym poprosiła o pomoc odpowiednie organizacje. Ci ludzie naprawdę mi pomogli. Rozwiodłam się i moje życie z Krzyśkiem definitywnie się skończyło, ale pozostała pustka. Wiecie, nie jestem już osiemnastką i w moim wieku nie łatwo kogoś znaleźć. Jeśli ktoś w grupie znajomych nie jest akurat samotny, to nie jest to wcale proste. Nie pójdę przecież na dyskotekę.
Znajoma namówiła mnie, żebym poszukała przez internet. Wbrew sobie zamieściłam zdjęcie i czekałam. Przez pewien czas nic się właściwie nie działo, nie licząc głupawych zaczepek od naprawdę niemłodych panów. W końcu jednak pojawił się ktoś, kto miał do powiedzenia więcej niż „Jest Pani niezwykle piękną kobietą”. Przytulny079 potrafił się wypowiadać, znał się na literaturze i kochał jazz tak jak ja. Miał tylko jedną wadę. Nie zamieścił zdjęcia.
Jak twierdził – nie jest już młody i wolałby zaprezentować swoje wszystkie zalety, zanim przejdzie do wad. W końcu jednak dał się namówić na spotkanie. Szybko ustaliliśmy, że mieszkamy w tej samej miejscowości, więc poszliśmy do kawiarni, gdzie chodziło się na randki, gdy byłam młoda. Jako że ja nie wiedziałam, jak on wygląda, umówiliśmy się, że będzie miał wpiętą w klapę żółtą różę.
Jako że bardzo się denerwowałam, przyszłam na miejsce już dużo wcześniej. Domyślałam się, że miał rezerwację, ale jako że nie znałam nazwiska, usiadłam po prostu przy innym stoliku.
Siedziałam tak w napięciu, przerzucając sobie w myślach argumenty za i przeciw ucieczce w panice. Wiecie, co mówią. Chłop powinien być ciut ładniejszy od diabła. Ale co jeśli Przytulny będzie ciut brzydszy? Albo - co gorsza - okaże się żonaty? Albo zboczony? A poza tym nikt nie dawał mi gwarancji, że w rzeczywistości spodobam mu się tak jak na zdjęciu (zwłaszcza że zamieściłam takie sprzed pięciu lat).
No i kiedy tak biłam się z myślami... Nie uwierzycie, kto wchodzi do kawiarni?! Piotr! Mój dawny narzeczony! Nie miałam pojęcia, że wrócił z Warszawy!
„No to koniec!” pomyślałam „Ja tu czekam, na nie wiadomo kogo, a tu mój były!” Co zrobić?! Przywitać się? Udawać, że go nie widzę? Zaraz pewnie wejdzie za nim szczupła blondyna po piętnastu operacjach i a za nią wpadnie gromadka ich rozpieszczonych dzieci.
Siedzę jak na szpilkach. Piotrek mnie nie widzi. Rozmawia z baristką. Nagle! Rozpina płaszcz i w klapie jego marynarki widzę... żółtą różę!
Zamarłam, kompletnie nie wiedząc co mam zrobić i w tym momencie on mnie dostrzegł. Uśmiechnął się, podszedł i powiedział: „Cześć. Nasz stolik to właściwie jest tam”.
Rozpłakałam się i długo jeszcze nie mogłam dojść do siebie. Choć tak naprawdę wcale nie chciałam dojść do siebie. Miałam wrażenie, że to sen i że zaraz się obudzę.
Piotrek rozwiódł się rok wcześniej i postanowił wrócić do rodzinnego domu (przy okazji musiał uporządkować jakieś sprawy). Niezbyt wierzył, że może jeszcze kogoś poznać, ale tak jak i mnie, koledzy namówili go na założenie konta, tylko że on nie zdecydował się, żeby zamieścić zdjęcie. Kiedy, zobaczył mój profil zrozumiał, że teraz nie może pozwolić mi odejść, więc zaaranżował to wszystko, żebym nie mogła się przestraszyć i uciec.
Jesteśmy razem siedemnaście miesięcy i dwadzieścia jeden dni i dokąd starczy mi sił, to nigdy się nie zmieni.
Zobacz również:
Historia, która się więcej nie powtórzyła
Spontaniczne spotkanie z kominiarzem