Randka za miastem w formie biwaku
Zawsze wychodziłam z założenia, że udana randka to taka, która pozwoli czuć się swobodnie w towarzystwie drugiej osoby, pozwoli nawiązać świetny niekrepujący kontakt wzrokowy, konwersację a wszystko w otoczeniu setek albo tysięcy feromonów w zależności z kim tą randkę przyjdzie mi spędzić. Zawsze wychodziłam z założenia, że najlepszy starterem jest dobra włoska restauracja, potem spacer po romantycznych zaułkach aż w końcu finisz w postaci pubu z wygodnymi siedziskami gdzie będzie można nawiązać kontakt drugiego stopnia :)
Niestety to wszystko było do czasu ...
Od dwóch randek moja ulubiona restauracja włoska i mój ulubiony "szczęśliwy stolik" dało mi do zrozumienia, że szczęśliwą już nie jestem.
Tyle udanych randek, ciekawych znajomości itd., a ostatnie dwie były po prostu totalnym niewypałem, mimo że dwie przedostatnie zakończyły się w łóżku w ekskluzywnym hotelu :)
Pomyślałam sobie więc, że może czas na zmiany, czas na nieco inną taktykę pierwszej randki, inną formę - tylko czy to będzie dobre czas pokaże?
OPIS RANDKI KTÓRĄ ZAMIERZAM WDROŻYĆ W ŻYCIE:
Randka standardowo z osobą poznaną w necie (przynajmniej tak poznaję większość mężczyzn ale nie przeszkadza mi to, bo nie każdego mężczyznę poznanego w necie biorę pod uwagę do ewentualnej randki raczej do znajomości, która czasami okazuje się miłą znajomością, bo można na wstępie dokonać selekcji), a więc osobą której w zasadzie nie znam obdarowuję przyjaźnią, z którą nie było żadnego kontaktu prócz maili, telefonów, wymiany zdjęć itd.
A teraz wyobraźcie sobie to co mi chodzi mi po głowie, od razu zaznaczam, że to będzie jeden wielki spontan, przynajmniej tak to ma wyglądać w oczach mężczyzny. Podjeżdża po mnie w umówione miejsce, wcześniej daję mu znać że wybierzemy się za miasto w jakieś śliczne malownicze miejsce. W samochodzie ciekawa konwersacja, dobra muzyczka, klima... szmery bajery itp. Dojeżdżamy 20 km od miasta do malowniczego miejsca, które wybrałam z wielką górą i zameczkiem wokół którego rozciąga się cudowny widok na pobliskie tereny, zamek, polanki. U stóp zamku na najwyższej polanie, gdzie nieopodal zaparkowany stoi samochód, wyciągam duży koc, który wzięłam i przynoszę dużą torbę z samochodu (nawet nie spyta po co taką wielką torbę biorę na wypad za miasto, tylko uśmiecha się). Mężczyzna patrzy się ciekawie i zastanawia co może się w niej znajdować, a ja wyciągam... brykiet z Castoramy, gazetę i proponuję przygotować w kilka minut ognisko, o którym on by nawet nie pomyślał i które będzie zapalone jak zacznie zachodzić słońce. Wyjmuję z torby winogrona i butelkę dobrego wina, dwa kieliszki, z czego sobie nalewam naprawdę kapkę, mężczyzna przygląda mi się, a w jego oczach ukazują się iskierki, uprzednio zrobione spaghetti zapakowane w gustowny słoik i makaron z butelką wody. Woda do garnka, makaron się gotuje, wyjmuje talerze, a potem sos do drugiego garnka... i tak robiąc te wszystkie rzeczy nawijam... o gotowaniu i innych przyjemnościach, i historyjkach np. historii miejsca, w którym się znajdujemy. Po czym nadchodzi konsumpcja, dolewka wina (mi soczku) i dalsze opowieści o życiu itd. Słońce powoli zachodzi, i on zapala ogień, dookoła kilka zapalonych świeczek i siedzimy tak sobie na przeciwko siebie i patrzymy w nasze oświetlone twarze. Robi się chłodniej, proponuje mi swoją kurtkę... a potem już zbieramy manatki i odjeżdżamy przy klimatycznej muzyce i planujemy następne spotkania.
Przerabiałam to kiedyś tylko, że na którejś z kolei randek i zamiast spaghetti była sałatka z kurczakiem. Jednak nic z niej nie wyszło, bo on musiał wyjechać na długo z kraju, szkoda, bo było tak fantastycznie - bynajmniej ja tak uważam.
Czy coś takiego zrobiłoby na Was wrażenie... na pierwszej randce?
Zobacz również:
Odrobina luksusu i szczypta romantyzmu
Randka na kółkach